Feliks biegł korytarzem roztrącając po drodze uczniów. Wydawał się nie zwracać na nic uwagi, tak gorączkowo szukał w tłumie kogoś konkretnego. Jego blada zazwyczaj cera zaróżowiła się, na czoło wstąpił mu pot, a blond włosy były w okropnym nieładzie. W pewnym momencie zatrzymał się i zaczął skakać, widocznie próbując dostrzec coś nad głowami uczniów. No cóż, ten wzrost miał swoje wady...
W końcu jednak dostrzegł tego, którego szukał tak zapamiętale. Puścił się biegiem i praktycznie staranował biednego i niczego nie świadomego Taurysa, wpadając na niego i przyciskając go do ściany, samemu z resztą lądując na nim całym swoim ciężarem.
- Co do...! Feliks?! - Krukon wydawał się nie tylko zdziwiony, ale i przestraszony, zresztą nie ma mu się co dziwić. Nie sądzę, by codziennie ktoś narażał go na masę obić i otarć w kontakcie z zimną i nieprzystępną ścianą zamku. Prawdopodobnie nie wściekł się tylko dlatego, że... To właśnie Feliks tak go potraktował. Każdy inny osobnik już miałby odjęte punkty i szlaban. Feliksowi mignęło przez myśl, że dobrze jest być chłopakiem prefekta. - Uważaj trochę! Możesz komuś zrobić krzywdę, sobie zresztą też... - Chłopak westchnął i przeczesał włosy ręką. - Jesteś cały? Nic sobie nie zrobiłeś? - Jego samego nieco bolał bark, którym przyłożył w ścianę, ale poza paskudnym siniakiem, który na pewno mu się zrobi, powinien nie mieć żadnych obrażeń. - Właściwie dlaczego tak biegłeś? Nie uważasz, że to trochę lekkomyślne?
- Szukałem cię! - wydyszał Feliks. - Tak totalnie to baaaardzo ważne, więc musiałem się pospieszyć, no nie? Przecież to nie może czekać! - Gryfon zaczął machać rękoma, nie zauważając nawet, że ludzie zaczynają ich obchodzić szerokim łukiem, rzucając przy tym nieprzychylne spojrzenia.
- Dobrze, dobrze! - Taurys ostrożnie złapał przyjaciela za nadgarstki i opuścił jego ręce powoli w dół. Nie miał zamiaru mieć problemów przez takie zachowania, z drugiej jednak strony przywoływać Feliksa do porządku... No przecież to się z celem mija. - To co jest takie ważne, że nie mogło poczekać do obiadu? - Musiał sam przed sobą przyznać, że był zaciekawiony. Fakt, że jego chłopak lubił się zachwycać i emocjonować dosłownie WSZYSTKIM, ale teraz był... Jeszcze bardziej rozentuzjazmowany niż zwykle. No i w takim stanie był całkiem uroczy, te śliczne i niewinne rumieńce...
- Muszę zorganizować randkę!
No i to tyle, jeżeli chodzi o coś poważnego... Taurys spalił takiego raka, że można by było w tym momencie traktować go jak patelnię i smażyć steki. Dlaczego?, myślał. Dlaczego Feliks raz w życiu nie może siedzieć cicho i nie drzeć się o takich rzeczach na cały korytarz? Już ostatnio koledzy w dormitorium wrednie pytali, jak było na "spotkaniu towarzyskim", z którego Krukon wrócił dłuuuugo po ciszy nocnej. Nie mógł im się przecież przyznać, że siedzenie w Pokoju Życzeń i granie w chińczyka było dla niego na tyle zajmujące, że Feliks praktycznie zasnął, zanim tamten go wypuścił. Co on miał poradzić, że ciągle przegrywał, a chciał chociaż raz wygrać?! Jego duma nie zniosłaby samych porażek...
- Feliksie, mówiłem ci już, że wcale nie musisz nic specjalnego szykować... Dobrze się czuję w twoim towarzystwie i bez jakichś wymyślnych...
- To nie dla nas! - przerwał mu zdecydowanie Gryfon, kręcąc głową tak gwałtownie, że istniało prawdopodobieństwo, że mu ona odpadnie. - To pierwsza randka Martiny!
- COOOO?! - Krukon sam nie wiedział, co wywołuje u niego taki szok - czy to fakt, że Feliks tak potwornie przejął się czymś co nie dotyczy jego samego, czy bardziej to, że ktoś zaprosił na randkę jego kuzynkę, która była w prawdzie ładna, ale błagam! Tak kobieta potyka się o dosłownie wszystko, nawet, gdy fizyczne prawo temu przeczy. Taurys podejrzewał, że gdyby tylko znalazłaby się w kompletnej próżni to by coś zbiła.
* * *
Martina krążyła po dormitorium, a w jej głowie panował totalny chaos. Wiedziała już, że popełniła dzisiejszego dnia wiele błędów, ale teraz nie mogła ich już odkręcić.
Po pierwsze - jak mogła zgodził się iść z Tino do herbaciarni w Hogsmeade?! Powinna mu stanowczo, aczkolwiek delikatnie odmówić. Ale kiedy zaskoczył ją w bibliotece tym niewinnym pytaniem, a jego błękitne oczy tak uroczo ją prosiły, by się zgodziła nie mogła mu powiedzieć "nie". W głębi serca nawet się na to cieszyła. Od pewnego czasu czuła, jak coś między nimi się rodzi, choć nie miała jeszcze pewności co to takiego. Ale z drugiej strony była przerażona. Nigdy nie była z nikim na prawdziwej randce (nie chciała liczyć tego beznadziejnego spotkania z synem sąsiadów... Za randkę uważał wspólne dojenie krów) i czuła, że to będzie coś ważnego i wyjątkowego. Nie miała jednak zielonego pojęcia, jak ma się na tę okoliczność przygotować, zostały jej w końcu tylko dwa dni... I wtedy popełniła drugi błąd, prawdopodobnie jeszcze gorszy niż ten pierwszy.
Poprosiła Feliksa o pomoc.
Jej kuzyn miał wiele zalet. Był pomocny i towarzyski, zawsze chętny ją rozbawić i spędzić z nią czas. Rozumiał ją bardzo dobrze i często bardzo się cieszyła, że ma przy sobie starszego braciszka, który nigdy jej nie opuści.
Ale w tym momencie przeklinała fakt, że w ogóle mu o czymkolwiek powiedziała. Kiedy Feliks o wszystkim się dowiedział podskoczył, krzyknął coś w stylu "ja to totalnie załatwię" i wypadł z dormitorium. Mijała już druga godzina a on nie wracał. Świadczyć to mogło tylko o jednym - Feliks się zaangażował.
Dziewczyna załamała ręce. Jak mogła być tak lekkomyślna? Przecież wiedziała, jak kuzyn traktuje takie rzeczy - uważał, że pierwsza randka, pierwszy pocałunek, ogólnie wszystko PIERWSZE jest "mega ważne i może totalnie zostać na całe życie!". Nic więc dziwnego, że uznał, że jego mała niedoświadczona siostrzyczka potrzebuje pomocy...
W tym momencie Martinę dobiegły jakieś rozchichotane głosy dziewcząt, a po chwili same dziewczyny weszły do dormitorium. Widząc Martinę zaczęły chichotać jeszcze intensywniej, dość nieudolnie próbując to przed nią ukryć.
- Martinko, twój brat znowu robi coś dziwnego - poinformowała ją Jessica, najwidoczniej bardzo zadowolona z tego, że może jej przekazać plotkę. - Przyniósł masę dziewczęcych ciuchów i razem z tym Krukonem je oglądają... No bardziej to on ogląda, bo tamten wygląda, jakby chciał zapaść się pod ziemię! Naprawdę...
Czeszka już nie słyszała reszty zdania, wypadła z pomieszczenia i biegiem pokonała schody. Jakimś cudem nie potknęła się o nic i nie zleciała na dół, ale to chyba tylko dlatego, że jej umysł zbyt skupiony był na celu - zabiciu, wykastrowaniu, wypatroszeniu Feliksa Łukasiewicza!
Zastany obraz przerósł jej obawy o całe krocie. Największa sofa zajęta była przez tony, kaskady, wodospady ciuchów najróżniejszej maści - od sukienek i spódnic, przez legginsy i tuniki aż do całkiem kusych bluzeczek. A nad tym wszystkim niczym Bóg przy akcie tworzenia stał jej Feliks, przebierając w górze materiałów. Tuż obok siedział Taurys, mający taką minę, jakby chciał zniknąć.
- Co to ma znaczyć?! - pisnęła dziewczyna, co od razu zwróciło uwagę dwóch chłopców. Spojrzeli na nią równocześnie – Krukon wyglądał, jakby właśnie nadeszło dla niego jego osobiste piekło, Gryfon wprost przeciwnie – jakby właśnie teraz dostrzegł sens życia. – Co wy wyrabiacie?! To chyba jakieś żarty! Taurys, co ty tu robisz? – zapytała siląc się na spokojny ton. Miała nadzieję, na jakąś sensowną odpowiedź, ale prefekt został zagłuszony przez swojego chłopaka, który najwidoczniej nie mógł się powstrzymać od mówienia:
- Pomaga mi! Chociaż powiem ci, że jest w tym beznadziejny, w ogóle nie widzi różnicy między tym – podniósł do góry wściekle różową bluzeczkę z odkrytymi ramionami – a tym! – Drugą ręką uniósł identyczny ciuch. Miał przy tym minę niezrozumianego przez świat geniusza. Martina nawet nie miała serca mu powiedzieć, że ona też wcale a wcale nie widzi różnicy między tymi rzeczami. Wymieniła tylko zdegustowane spojrzenie z Taurysem, który najwyraźniej obrał taktykę przetrwania tej feliksowej burzy.
- Feliś… Feluś… Błagam… - zaczęła dziewczyna, ale kuzyn zaraz jej przerwał.
- Ty nie błagaj, tylko chodź do sypialni! – Machnął różdżką i sterta ciuchów uniosła się do góry, by płynnie popłynąć w stronę męskich sypialni. Czeszka już nawet nie miała siły na opór – bezsilna podreptała za dwoma chłopcami, wiedząc, że czekają ją długie godziny mierzenia, upinania, dobierania, malowania się i ogólnego upiększania natury. ZA CO?!
* * *
Tino nie miał pojęcia dlaczego, ale dzisiejszego wieczoru Martina wydawała mu się jakaś nieswoja. Wyglądała naprawdę pięknie mając na sobie lekką, cytrynową sukienkę przed kolano z swobodnie rozpuszczonymi lokami. Przypominała mu radosne słoneczko… Tyle, że wciąż miał wrażenie, że dziewczyna nie bawi się z nim tak dobrze, jak on z nią. Czy coś robił źle? Może jakoś ją zniechęcał? W herbaciarni było ciepło i przytulnie, byli tu praktycznie sami, więc… Co mogło być nie tak?
- Martino? – zapytał cicho, wyciągając nieśmiało rękę by dotknąć jej dłoni. Wzdrygnęła się i wylała nieco herbaty na spodek, przez co natychmiast się zarumieniła. Tino poczuł wyrzuty sumienia. Czyżby ona wcale nie chciała zacieśniać ich znajomości? – Czy coś jest nie tak?
- N-nie wszystko dobrze! – zapewniła go, ale wyczuł w jej głosie nutkę fałszu.
- Powiedz co się dzieje. – Postanowił ją delikatnie przycisnąć. Chciał tylko jej dobra, prawda? – Widzę, że jesteś spięta… Czy coś ci nie odpowiada? Nie czujesz się dobrze?
- Czuję się wspaniale – szepnęła dziewczyna i tak było w istocie. Tino od początku traktował ją jak księżniczkę – otwierał przed nią drzwi, odsuwał krzesło, a na powitanie dał jej taki śliczny bukiecik goździków! Wciąż jednak nie dawały jej spokoju porady Feliksa – jak ma się zachowywać, co robić, co mówić… To było dobre dla niego, ona była inna… - Chodzi o to, że… Mój brat opowiadał mi dużo o r-randkach… A ja nigdy nie byłam na takiej i…
Tino poczuł przypływ ciepła w sercu i pewniej ujął jej dłoń. Spojrzała na niego wielkimi brązowymi oczami, najwyraźniej nie rozumiejąc jego reakcji. Czyżby bała się, że ją wyśmieje? Jakby mógł! Wręcz przeciwnie, poczuł do niej tylko głębszą sympatię.
- Nie myśl o tym. Twój brat to dobry człowiek i na pewno chciał dla ciebie jak najlepiej, ale chciałem się spotkać z tobą za to, kim jesteś. Bądź po prostu sobą, a będzie idealnie. – Bardzo ostrożnie pochylił się nad stolikiem i musnął jej usta swoimi wargami. Chwilę później syknął z bólu – to Martina pod wpływem nowych doznań oblała mu dłoń herbatą.
- O mój Boże, tak cię przepraszam! – krzyknęła dziewczyna rzucając się po serwetki, by go osuszyć. Jej twarz miała przy tym kolor dojrzałego pomidora.
- Nie szkodzi… Wiesz… To był doskonały pierwszy pocałunek. Taki nasz. – Zaśmiał się Tino i patrzył jak śliczna buzia Czeszki się rozpogadza. Mógł być oblewany gorącą herbatą dwa razy dziennie, byle tylko móc widzieć ją szczęśliwą.